DROGA PRZEZ MĘKĘ 1

                   KOPIA Z BLOGA 
         środa, 06 stycznia 2010 22:28
 
Dzisiejszy wpis będzie nieco inny niż zawsze! Tym razem chciałabym napisać kilka słów o sobie i moich zmaganiach z chorobą RZS, która potocznie zwie się REUMATYZMEM. Dla większości to schorzenie kojarzy się z ludźmi w podeszłym wieku... z babcią, dziadkiem, którzy narzekają na ból w stawach lub strzykanie w kościach. Niestety, ta przypadłość dotyczy również dzieci.  Mnie dopadła, kiedy miałam 16 lat. Najpiękniejszy okres w życiu, każdej nastolatki, ja spędziłam w szpitalu. Kiedy inne dziewczyny używały życia, ja przez pół roku... walczyłam z  anemią, wysoką gorączką, potwornym bólem... miałam bolesne punkcje i zabiegi a lekarze nadal nie wiedzieli co mi jest. Z dala od domu, jedynym miłym wspomnieniem tamtego okresu, było poznanie chłopaka, który był tam sanitariuszem. To On całymi dniami siedział przy mnie, pocieszał, zabierał wózkiem na długie spacery, ponieważ obie nogi miałam w gipsie, przynosił bukieciki kwiatków. Kiedy w końcu, po kilku miesiącach padła diagnoza, doznałam szoku! Patrzyłam na pacjentów leżących obok i uświadomiłam sobie, co mnie czeka w przyszłości. 
 
                        

 Ujrzałam zdeformowane palce rąk i nóg, różne krzywizny, opuchlizny, straszne cierpienie, ludzi którym najmniejszy ruch sprawiał ból, chodzących o kulach, balkoniku lub całkowicie leżących. Czy ktoś zdrowy potrafi sobie wyobrazić, co to znaczyło dla młodej energicznej dziewczyny, która jeszcze kilka miesięcy wcześniej biegała po dyskotekach i prowadziła ożywiony tryb życia? Od tego momentu moje życie straciło sens. Rozpoczęłam swoją drogę przez mękę, która trwa do dziś. Co prawda, jeszcze wróciłam do szkoły (30 km. autobusem) żeby ją skończyć i zdążyłam 2 lata przepracować lecz było to okupione strasznym cierpieniem fizycznym. Do dziś pamiętam jak budziłam się rano z płaczem, ponieważ sztywne i bolesne stawy nie pozwalały mi wstać z łóżka, ubrać się, czy zapiąć guzik, a nie miałam innego wyjścia - MUSIAŁAM. Na szczęście w ciągu dnia, kiedy stawy się rozruszały, było trochę lepiej. Cóż za ironia losu - w szkole nigdy nie lubiłam W-Fu, a tu nagle okazało się, że oprócz leczenia farmakologicznego, podstawą w leczeniu reumatoidalnym są ćwiczenia ruchowe i fizykoterapia.
Po trzech latach od postawienia diagnozy nastąpił przełom - ponowny ostry rzut choroby, który wywrócił moje życie do góry nogami. Wówczas to, co do tej pory nazywałam bólem, było niczym w porównaniu z tym co miało nastąpić. W wieku 20 lat byłam już na rencie, bez nadziei na przyszłość, ale o tym już innym razem.......